No i przechwaliłam. Się wzięło i się zesrało. Beczę od czwartku. Jakby tego było mało w sobotę moja Mama postanowiła posłuchać płyt. Chodnikowych. Nosem. Zahaczyła o krawężnik i wyrżnęła twarzą o chodnik. Nos złamany. Wygląda teraz jak po walce MMA, albo po przepychankach pod ołtarzem do święconki.
Muzyka, pistacje i niespodzianki.
Nareszcie trochę spokoju. Pożary w robocie z grubsza pogaszone, kapuczina o smaku żelek w kubku. Tak, kapuczina o smaku żelek! Nawet niezła. No to siadam i piszę. Od czego by tu zacząć? Tak właściwie, to wszystko jest ze sobą w jakiś magiczny sposób powiązane. Ostatnio dość często przekonuję się, że sama siebie potrafię jeszcze zaskoczyć. … Dowiedz się więcej