Oberwało mi się wczoraj, że zamilkłam. Faktycznie, ostatni wpis jest sprzed pół roku.
I tak oto wracam z podsumowaniami. Pięćdziesiątka mi stuknęła, więc analiza sama się uruchomiła. No i po kiego grzyba? Wyszło mi, że imię powinnam zmienić. Może Walkiria, albo inna Merida waleczna?
Całe życie z czymś walczę. Z chorobami, z nałogiem, z depresją, lękami (kolejność przypadkowa). Z kilogramami, których jest zdecydowanie za dużo. Kiedyś z orientacją, bo w Polsce niedobrze jest być homo. Z dyskryminacją w pracy, bo gdzie baba za kółkiem w autobusie??? Z kompleksami, bo jestem brzydka, za gruba i mam nos, jak kościelny gaśnicę. I jeszcze, i jeszcze…. Prosta droga do doła. Ale powiem teraz coś, z czego mój psychiatra byłby dumny. JEBAĆ TO!!! Mam cudowne życie! Wspaniałych ludzi przy sobie. Oczywiście nie wszystkich, tak dobrze to nie ma, ale i tak jest ich sporo. A ten rok będzie rokiem spełniających się marzeń. Chociaż nie. Ktoś mi ostatnio powiedział, że marzenia się nie spełniają. Marzenia się spełnia. Niby subtelna różnica, a wydźwięk skrajnie różny. Spadochron, motor, koncerty…. Bosko będzie! I wystawa Titanica, i większa półka na modele, i setki przyklejonych diamencików, i na pewno jeszcze coś wymyślę.
Myślicie, że można wyjść z depresji i wrócić do ADHD? Ja właśnie tak się teraz czuję. Mam milion pomysłów. Mniej, lub bardziej głupich, ale cieszę się, że są. Bo przecież jak człowiek stoi w miejscu, to się cofa, prawda? Dość marazmu. Trza spiąć dupę i ruszyć do przodu. Najlepiej na Suzuki Savage. A jak w dół, to tylko ze spadochronem. Na pewno Wam o tym opowiem. I nie tylko o tym. Następnym razem pogadamy o wybielaniu odbytu. Brzmi dziwnie? Też tak myślałam. Zaintrygowałam Was? Zaglądajcie, wrócę niebawem.
Trzymajta się, do następnego!